wtorek, 31 lipca 2012

Tu i teraz

Tymczasowo mam wakacje od codzienności. Jesteśmy sami z Igorem bo reszta poza domem. Dni się ciągną leniwie. Zamiast śniadania rowerem na podwójne esspresso i lody do "CIAO", obiad z ogródka, a wieczorami eskapady na miasto;) Wczoraj odkryliśmy że już prawie działa skatepark w Jaśle. Oczekiwania były duże nie powiem, moja wizja tejże budowli w miejscu dwóch starych basenów rosła jak na drożdżach;) W końcu to piękne miejsce i mnóstwo miejsca... Trochę się rozczarowałam ale cieszę się że miasto w którym jest trasa rowerowa jedynie wokół jednego ronda zrobiło coś dla bikersów i deskorolkarzy! JEST bardzo CIASNO ale JEST! zdjęcia nieostre i z telefonu ale tak bardzo mi się podobało...

czwartek, 26 lipca 2012

Przewidując światłoczułość

Zrobienie zdjęcia...kadr, czasem nawet  nie przystawiasz aparatu do oka, naciskasz spust i już jest... dzisiaj tych z cyfry prawie nikt z nas  nie wywołuje,  zostaje nam jedynie dysk porzuconych obrazów...
A gdyby o każde zdjęcie trzeba było zabiegać jak o kogoś najważniejszego? Poświęcać czas i uwagę, i liczyć, że tym razem się uda? A zamiast bezdusznej matrycy czy nawet filmu mielibyśmy czystą szklaną płytkę, którą trzeba idealnie pokryć własnoręcznie wykonaną miksturą tak, aby nie dopuścić do nierówności bo wszystko będzie widoczne?... I zanim eter i etanol wyparują zanurzylibyśmy ją w azotanie srebra i właściwie byłby „negatyw”. I to wszystko jak już kadr jest ustawiony....
















 


















Doris wszystkie zdjęcia traktuje właśnie tak czule, tak samo jak swój aparat. I jej nie dotyczy tylko pstryknięcie. To jeden z punktów programu, bo potem, w ciągu kilku minut, póki płytka jest mokra musi jeszcze zdjęcie wywołać i utrwalić jak to dawniej bywało. I być ostrożna, gdyż kolodion (bo o nim mowa) jest niebywale wrażliwy na zarysowania i inne uszkodzenia mechaniczne. Naświetla w zależności od światła, „na oko” od sekundy do nawet minuty, model musi być zdyscyplinowany, a ona niezmiernie precyzyjna...
Taka fotografia wymaga cierpliwości, ogromnej pokory, samodyscypliny i wytrwałości. Jest tak wiele czynników o których w dzisiejszych czasach nie myślimy. Że worek ciemniowy musi być ze specjalnej tkaniny której nie można kupić, bo wszystkie inne reagują z azotanem srebra, że chemia nieprzewidywalna...


















Doris jest artystką dla której fotografia to zdecydowanie coś więcej. Sam proces fotografowania to niewyobrażalnie ciężka praca fizyczna. Ogromny aparat, statyw, „negatywy”, przenośna ciemnia, którą zawsze musi mieć przy sobie, lodówka na chemię... Czy jesteście sobie w stanie wyobrazić że podróżujecie z takim bagażem?




















A ona właśnie to robi. Wakacje spędza podróżując po naszym kraju i zamieniając napotkane sceny czy osoby w przepiękne fotografie na szklanych płytkach. W jej zdjęciach widać i ciężką fizyczną pracę i delikatność obsługiwania się ze szklaną płytką kolodionu. Czuć fantazję, jaką trzeba mieć, żeby w „dzisiejszym świecie” zająć się zapomnianą techniką, czuć pasję....

Jej zdjęcia mają to coś, czego nie umiem nazwać,  a co chwyta za serce...

wtorek, 24 lipca 2012

...

Po urodzeniu dziecka wszystko się zmieni, mawiają. A potem, jak nie przesypiasz nocy mówią, że małe dzieci, mały problem lub kto ma pszczoły, ten ma miód...Jest tysiące tych przysłów. Ale dopóki się tego nie doświadczy, to myślę, że nawet sobie nie można tego wyobrazić. Nagle zapominasz jak to było, kiedy nie byłeś rodzicem. Wspominasz czas, kiedy można było po prostu wyjść z domu, zamknąć drzwi i wyjechać w nieznane...

Rodzicielstwo wszystko zmienia. Zaczynasz cieszyć się małymi rzeczami. Ja odebrałam trudną i długą lekcję nauczenia się być tu i teraz, być obecną i celebrować codzienność.  


Moje dzieciaki, Olga(12), Natasza(10) i Igor (6) na co dzień dostarczają mi tyle inspiracji, że nie nadążam. O niektórych chciałabym zapomnieć...
Dlatego zawsze cieszę się i podziwiam kiedy komuś ze znajomych rodzi się kolejne (nie pierwsze, nie drugie)  dziecko.  I tylko czasem zazdroszczę, że ktoś wyjeżdza w podróż stopem w świat na bliżej nieokreślone 2 miesiące:))

niedziela, 15 lipca 2012

Razem, blisko siebie na wyciągniecie ręki...

Każdy z nas ma a przynajmniej powinien mieć swój pokój. I nie chodzi mi tutaj o coś namacalnego, tylko o takie wewnętrzne  miejsce gdzie mieszkamy tylko my i nikt nie próbuje nam go zaanektować. Nie strzeżemy drzwi czekając na barbarzyńców bo i tak go nie znajdą. Jedynie mamy nadzieję że nikt, kogo kochamy, nie będzie zmuszał nas aby go tam zaprosić. To czasem jest trudne...


Mamy tam wspomnienia, osoby i pragnienia którymi nie do końca chcemy się dzielić. Czasem sami z siebie na chwilę zapraszamy tam kogoś bliskiego lub zupełnie nieznajomego...



Bywam często w TAMTYM pokoju, a gdy mam trudny dzień, jestem zmęczona, coś się nie uda, gdziekolwiek bym nie była, staram się choć na chwilę tam uciec. I wystarczy zamknąć oczy... W moim pokoju często świat spowalnia, pojawia się szansa że wszystko może być inaczej...  



Mam tam duże okno, przytulny fotel i bardzo miękki dywan. Jest Murakami, Huellebecq, Hatzfeld i Coetzee. Coltraine i Peter Gabriel a ostatnio na chwilę wpadła Lana Del Rey.
I fotografie, i filmy których wymienić nie zdołam. Najfajniesze jest to że nie trzeba tam sprzątać a wszystko od razu da się znaleźć. Czasem mam wrażenie że w moim pokoju na stałe ktoś mieszka bo zawsze wpadam na to
co mi potrzebne. Zadziwiające....


W TAMTYM pokoju ich szukam...są tam urywki obrazów, melodii, smaków i zapachów. Jest tam uczucie dotyku kogoś dawno niewidzianego, zapomniany uśmiech, długo nieodwiedzane miejsce... Spojrzenie ukochanego i wszystkie kiedyś niewypowiedziane słowa. Jest wiele historii , które się nigdy nie zdarzyły a mogłyby, gdyby los nie spłatał mi figla.
Właściwie TAM inspiracje najczęściej same do mnie przychodzą. Czasem udaje się dostrzec to co niedostrzegalne i zrozumieć rzeczy których wcześniej nie mogłam pojąć.
Ten pokój odkryłam przypadkiem dzięki osobie która zmieniła moją codzienność na zawsze w niewyobrażalny sposób. Okropnie dużo MU zawdzięczam.  Na co dzień jest trudno. Czasem daje mi nieźle w kość. Ale dziękuję że jest. To wystarczy...

poniedziałek, 9 lipca 2012

Pirates of the Caribbean: Dead Man’s Chest

Piraci z Karaibów to jeden z nielicznych filmów który widziałam chyba ze 100 razy (no, może poza ostatnią częścią:) i nie dlatego że jestem wielbicielką Deep’a, ale ponieważ mój syn musiał mieć towarzysza w oglądaniu. Zatem czytając, pisząc, sprzątając, pracując przez jakiś rok (chyba 2010?) kolejne odcinki towarzyszyły mi niemal codziennie:)) Teraz gdy widzę coś w tym stylu, zawsze myślę och to musi być Davy Jones!!!!



czwartek, 5 lipca 2012

Somewhere here ;)

Ponoć wszędzie upały, mnie na szczęście omijają. Mam tymczasowy relaks...nawet łyski przed 10:)