sobota, 25 sierpnia 2012

RODZINNIE

W końcu mieliśmy prawdziwy urlop. Wprawdzie tylko 6 dni ale dla nas i tak dużo. Tym razem padło na wodne szaleństwo i wybraliśmy spływ Czarną Hańczą z Wigier do Serw. Odcinek 76,5 km pokonaliśmy z dzieciakami od niedzieli do czwartku, mimo iż był to najzimniejszy tydzień tego lata i 2 dni lało non stop:)
Uwielbiam takie wyprawy, i nasze dzieciaki również, kiedy można robić co się chce, biegać boso i kąpać nawet gdy jest zimno. A było zimno, bo w nocy temperatura spadła nawet do 6 stopni ale zmarzłam tylko ja:))
Dzięki towarzystwu Kamili i jej rodziców Moniki i Jarka dodatkowo było jeszcze super wesoło! 
Kajaki pożyczyliśmy w firmie Campa, którą szczerze polecamy (dostaliśmy fartuchy, beczki, poduszki i dziecięce rozmiary kapoków i wioseł).
fotograficzny misz-masz poniżej:)
START!
Problem jak spakować pięć osób do dwóch kajaków? Musieliśmy ograniczyć rzeczy a i tak wyszło na osobę mniej więcej: czapka, 2xpodkoszulki plus 1xbluzka z długim rękawem (taka bielizna termalna na narty:), 3xmajtki, strój , 1x krótkie szybkoschnące spodnie i 1xdługie, 1xskarpetki(do spania), 1x bardzo ciepły polar (ja miałam swojego ukochanego primalofta) 1xkurtka przeciwdeszczowa, 1xpiżama (Igor i Olga bez piżamy nie podróżują :) oraz buty a la crocks'y (i nawet jak było zimno nie brakowało nam innych). 
Większość rzeczy na sobie bo było zimno a dzieciaki dodatkowo grzały kapoki. Do tego ciepłe śpiwory, namiot, karimaty i jedzenie wraz z butlą, palnikiem i naczyniami.
Na początku nie wyglądało to dobrze:)




























































 Jeszcze trzeba zapakować dzieci i zwodować kajak pod bacznym okiem tubylców czekających na wywrotkę:)





































i właściwie płyniemy...





































Po drodze były przeszkody...






































trzciny (na początku dosyć często słyszałam że to ja jestem sternikiem:)...







































ekstremalne przenoski...





































i aż dwie czynne śluzy!






































 Pogoda nas nie rozpieszczała, dwa razy nawet wyszło słońce!





































ale częściej było tak:






































Biwakowaliśmy różnie...




































































































































































i jadaliśmy tez różnie:)



















































































































 Dzielnie wiosłowaliśmy...


















































ale co niektórym zdarzało się leniuchować:)






































Szczęśliwie dotarliśmy do Serw!

























 (fot. Nel Gwiazdowska)
od lewej: Żuku (witał nas z Przemkiem w Serwach), Igor, Junior, Monika i Kamila, Przemo, ja, Natasza, Pablo i Olga
To tak w skrócie. 
Zaliczyliśmy jeszcze ruską banię u sołtysa przed Jałowym Rogiem ale zdjęć nie mamy bo było bardzo bardzo późno i ciemno. Dzieciaki były zachwycone!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz